Era 1000
Dokładnie 9 lat po śmierci 999 żywiołów
Aira
Zawsze lubiłam opowieści. Opowieści przeczytane w odpowiednim wieku towarzyszą nam przez całe życie. Jedną z tych opowieści jest legenda Święta Tęczy.
To był ciepły wieczór. Youaslin opowiadała mi bajkę na dobranoc. Ponieważ poprosiłam o ciekawą opowieść, moja nimfa opowiedziała mi o bitwie rodów.
Dawno temu żyły dwa arystokratyczne rody: Iris i Nomi. Były one wrogo nastawione wobec siebie. Pewnego razu najmłodsza córka z rodu Iris spotkała na spacerze najmłodszą córkę Nomi. Jeszcze nie wiedziały z kim miały do czynienia, więc postanowiły się zaprzyjaźnić. Jendak postanowiły nie mówić o tym rodzicom. Pewnego ciepłego dnia Mirta (Iris) i Clare (/Kler/ Nomi) bawiły się razem przy rezydencji Iris. Ojciec Mirty zauważył dziewczynki bawiące się razem i wpadł w złość (był to bardzo nerwowy człowiek). Postanowił to rozegrać najprostszą możliwą drogą - kłamstwem. Gdy Mirta i Clare rozeszły się do domów, Juud (ojciec Mirty) poopowiadał Mircie najróżniejsze kłamstwa na temat tego jak bardzo ród Nomi skrzywdził ród Iris. Mirta straciła całe zaufanie do Clare i obraziła się na nią.
- I co dalej? Co dalej?! - prawie wykrzyczałam.
- Eh... Nie niecierpliw się tak! Już mówię. Tak więc, na czym to ja...? - zbita z tropu Youaslin spytała.
- Mirta obraziła się...
- Tak, tak, na Clare. Następnego dnia przypadkowo spotkały się na spacerze. Zamiast radosnej rozmowy nastąpiła krótka (jednostronna) wymiana zdań.
- Hej, Mirta.
- (cisza i przyśpieszenie kroku)
- Hej, wszystko dobrze?
- (odbiegnięcie z płaczem)
Clare wyczuła, że coś jest nie tak, ale nie chciała się narzucać, więc tylko czekała, aż wszystko będzie tak jak wcześniej. Jednak po dwóch tygodniach nie wytrzymała. Czekała na Mirtę w ogrodach. Gdy ta wyszła, ta wyskoczyła zza drzewa i pociągnęła za rękę.
- Co ty...? Jesteś okropna! - wykrzyczała Mirta.
- Najpierw włamujesz się do moich ogrodów, a potem porywasz!!! - kontynuowała oburzona Mirta, której wreszcie udało się uwolnić od uścisku dłoni Clare.
- Ale czemu? O co ci chodzi? - Clare była przy łzach.
- Wiem dobrze co zrobiliście mojemu rodowi!
Mirta uciekła, lecz nie zostawiła tak tego. O nie! Nie zostawi tak tego! Zemści się na niej!
Jak postanowiła, następnego dnia uczyniła. Wzięła różnokolorowe farby i gdy tylko Clare wyszła z domu, ta oblała ją nimi (kolorowa i dziecinna zemsta, ale czego się spodziewaliście, to w końcu dziecko:). Na tym jednak się nie skończyło, bo służąca Clare czyszcząc okna zauważyła przypadkowo
tę sytuację. Jeszcze tego samego dnia złożyła skargę ojcu Clare. Ten z kolei, gdy tylko to usłyszał
zerwał się i pobiegł do swojej córki.
- Musisz się odegrać! - prawie krzyknął.
- Co? Na kim? Za co? Skąd ty...?! - zszokowana Clare nie potrafiła wyrazić zdziwienia.
- Nie pytaj, tylko rób! Jutro twoja kolej. Odzyskasz swój honor.
- No dobrze...
Tak też się stało. Następnego dnia to Clare ''zmombardowała kolorem'' Mirtę.
Sytuacja ta powtarzała się praktycznie codziennie, więc dziewczynki zaczęły nosić przy sobie farby i gdy tylko się zobaczyły zaczynąła się bitwa na farby. Niestety nie tylko one na tym ucierpiały, czasem rozpoczynały walkę w miejscu publicznym, więc wszystko i wszyscy wokoło też byli w farbie. Ludzie postanowili coś z tym zrobić, więc zorganizowali ''sąd''. Polegał on na wysłuchaniu obu wersji krótkiej przyjaźni, bójek, ich przyczyn oraz skutków. Gdy ''sędzia'' wysłuchał wszystkiego, wyciągnął wnioski i stwierdził, że doszło do nieporozumienia. Oba rody poznały swoje werjsje i podzielili zdanie ''sędzi''. Głowy rodzin porozumiały się i przeprosiły. Od tamtego czasu osoby, które noszą nazwiska
"Iris" i "Nomi" nie kłócą się, wręcz przeciwnie, historia wyryła na nich ostrożność i nieufność plotkom, więc są ze sobą bardzo zżytye.
I tak właśnie powstało Święto Tęczy. Wtedy wszystkich napotkanych oblewa się farbą.
- Fajna opowieść!
- Interesująca, nie fajna. Ale masz rację.
Wybiegłam z pokoju. Oczywiście domyślacie się po co.
- Buahahahahahaha!!! - krzyknęłam powracając do pokoju z farbami*.
- Nie! Nie zrobisz tego! Nie odwa... - nie dokończyła, bo oblałam ją pomarańczową farbą.
Tak jak przewidziałam pobiegła po farby by oblać mnie, ale ja byłam sprytniejsza. Wybiegłam z pokoju i schowałam się w stajni na dole, tak, że jak wróci już mnie nie będzie. Chytre co?
Jednak nie wszystko poszło po mojej myśli, bo gdy tylko Youaslin zobaczyła, że mnie nie ma, pobiegła do stajni. Przechytrzyła mnie! Ale to nie wszystko - schowałam się za Peg, więc ona też była tęczowa.
Nazajutrz obie myłyśmy pegaza - ja grzywę, a Youaslin resztę.
- Dziś święto tęczy, więc nie rozumiem po co wczoraj mnie upaprałaś. - wreszcie odezwała się moja nimfa.
- Ech... No bo...
- Nie musisz się tłumazyć. - uśmiechnęła się.
Nagle rozległo się tajemnicze "PUK PUK" Zdziwiłam się, bo nikt nie mieszka w okolicy.
- Kto to? - spytałam Youaslin.
- Hmmm. - powiedziała tylko.
- Noooooo? Kto to? - pytałam zniecierpliwiona.
- A skąd mam to wiedzieć?
- No bo to raczej ktoś do ciebie.
- Ech... No dobra, sprawdzę kto to.
W otwartych przez Youaslin drzwiach stanęła nieznana mi dotąd istota. Była płci damskiej, wysoka, miała długie, błękitne włosy, elfickie uszy (czyli długie), piękne, zielononiebieskie oczy, błękitne usta i prostą, krótką, białą sukienkę. Była bardzo ładna.
- Oh, wejdź Liliano*. - powiedziała moja nimfa.
- Ekhm... Em... Dzień dobry... Proszę pani... - moje dziwne zachowanie usprawiedliwia to, że rzadko kiedy widzę ludzi (w tym wypadku elfa)
- Mów mi Liliano. - uśmiechnęła się.
- Eeeee... Tak Pani Liliano... Nigdy wcześniej pani nie widziałam...
- Tak. Za to ja i Youaslin czasem się... spotykamy, by omówić... pewne sprawy.
- Może napije się pani nikiru (wyciągu z liści nikirowca**)?
- Och, nie. Ja tylko chciałam powiedzieć twojej nimfie, że za trzy lata kończysz już dwanaście lat. To ważny wiek.
- Tak właściwie to jejenaście.
- Naprawdę? - rzuciła zdziwione spojrzenie w kierunku Youaslin. - I jesteś tego pewna? Że to ona?
- nie ma wątpliwości. - odpowiedziała stanowczo Youaslin.
- W każdym razie. Przyszłam tu też dlatedo, że jutro są twoje urodziny, a ja muszę już dziś wyruszyć. Z tego powodu prezent dam ci dzisiaj.
Dostałam od niej naszyjnik z zawieszką - kotkiem.
- Będzie ci o mnnie przypominał, ale nie martw się, kiedyś jeszcze się spotkamy.
- Dziękuję. - był bardzo ładny, a srebrna zawieszka - kotek przypominała Nyanę.
- Nie ma za co. Ja już muszę iść. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Następnego dnia były moje urodziny. Rano obudziły mnie dziwne odgłosy. Tak! To musiało być to! Youaslin musiała piec mi tort!
- Mmmmmmm! Kocham torty! - mówiąc to weszłam do kuchni.
- Jak każdy. Ale nie zgadniesz z czego zrobiony!
- Hmmmm. Z pamelo?
- Nie.
- Z kakaowca?
- Nie.
- Hmmm. Z granatu?
- Nie.
- Mango? Grejpfrut? Papaja? Melon?
- Nie. Zresztą nie lubisz grejpfruta. - odpowiedziała zniecierpliwiona nimfa.
- Strzelałam.
- Podpowiedź: to...
- Czekaj, już wiem! Z ARBUZA!!! - wykrzyknęłam.
- No tak! Przecierz kochasz arbuzy!
- Wiem, ale nie wpadłam na to, że pójdziesz na łatwiznę.
Ale, to nie był taki sobie, zwykły tort. Różowa warstwa była zrobiona nie tylko z arbuza. Były tam też maliny i truskawki. Zieloną warstwę tworzyły zielone menytki (kolorowe cukierki zrobione ze słodkich owoców gruszki lub zielonego jabłka) i dziwny (ale przepyszny) zielony krem, a pestkami były sercowate kawałeszki czekolady. Za to na prezent od Youaslin dostałam wielkiego misia pluszowego, który był cały jasno kremowy, a jego szyję zdobiła apaszka. Był słodki i zajmował jedną czwartą mojego łóżka. Nyana za to dostała nową, białą obrożę z dzwoneczkiem. To był fantastyczny dzień!
Leżąc na łóżku zastanawiałam się co mogły znaczyć słowa Liliany, że "dwunaste urodziny to bardzo ważny wiek". Tak rozmyślając zasnęłam.
_______________________________________________________________
*Farby to w Lyrianie substancja zabarwiona barwnikiem lub (czasem) magią
** Wygląda jak elf ale nim nie jest,
***Nikirowiec to niespotykane na ziemi drzewo, z którego robi się wyciąg (nikir) - ziemską herbatę
To był ciepły wieczór. Youaslin opowiadała mi bajkę na dobranoc. Ponieważ poprosiłam o ciekawą opowieść, moja nimfa opowiedziała mi o bitwie rodów.
Dawno temu żyły dwa arystokratyczne rody: Iris i Nomi. Były one wrogo nastawione wobec siebie. Pewnego razu najmłodsza córka z rodu Iris spotkała na spacerze najmłodszą córkę Nomi. Jeszcze nie wiedziały z kim miały do czynienia, więc postanowiły się zaprzyjaźnić. Jendak postanowiły nie mówić o tym rodzicom. Pewnego ciepłego dnia Mirta (Iris) i Clare (/Kler/ Nomi) bawiły się razem przy rezydencji Iris. Ojciec Mirty zauważył dziewczynki bawiące się razem i wpadł w złość (był to bardzo nerwowy człowiek). Postanowił to rozegrać najprostszą możliwą drogą - kłamstwem. Gdy Mirta i Clare rozeszły się do domów, Juud (ojciec Mirty) poopowiadał Mircie najróżniejsze kłamstwa na temat tego jak bardzo ród Nomi skrzywdził ród Iris. Mirta straciła całe zaufanie do Clare i obraziła się na nią.
- I co dalej? Co dalej?! - prawie wykrzyczałam.
- Eh... Nie niecierpliw się tak! Już mówię. Tak więc, na czym to ja...? - zbita z tropu Youaslin spytała.
- Mirta obraziła się...
- Tak, tak, na Clare. Następnego dnia przypadkowo spotkały się na spacerze. Zamiast radosnej rozmowy nastąpiła krótka (jednostronna) wymiana zdań.
- Hej, Mirta.
- (cisza i przyśpieszenie kroku)
- Hej, wszystko dobrze?
- (odbiegnięcie z płaczem)
Clare wyczuła, że coś jest nie tak, ale nie chciała się narzucać, więc tylko czekała, aż wszystko będzie tak jak wcześniej. Jednak po dwóch tygodniach nie wytrzymała. Czekała na Mirtę w ogrodach. Gdy ta wyszła, ta wyskoczyła zza drzewa i pociągnęła za rękę.
- Co ty...? Jesteś okropna! - wykrzyczała Mirta.
- Najpierw włamujesz się do moich ogrodów, a potem porywasz!!! - kontynuowała oburzona Mirta, której wreszcie udało się uwolnić od uścisku dłoni Clare.
- Ale czemu? O co ci chodzi? - Clare była przy łzach.
- Wiem dobrze co zrobiliście mojemu rodowi!
Mirta uciekła, lecz nie zostawiła tak tego. O nie! Nie zostawi tak tego! Zemści się na niej!
Jak postanowiła, następnego dnia uczyniła. Wzięła różnokolorowe farby i gdy tylko Clare wyszła z domu, ta oblała ją nimi (kolorowa i dziecinna zemsta, ale czego się spodziewaliście, to w końcu dziecko:). Na tym jednak się nie skończyło, bo służąca Clare czyszcząc okna zauważyła przypadkowo
tę sytuację. Jeszcze tego samego dnia złożyła skargę ojcu Clare. Ten z kolei, gdy tylko to usłyszał
zerwał się i pobiegł do swojej córki.
- Musisz się odegrać! - prawie krzyknął.
- Co? Na kim? Za co? Skąd ty...?! - zszokowana Clare nie potrafiła wyrazić zdziwienia.
- Nie pytaj, tylko rób! Jutro twoja kolej. Odzyskasz swój honor.
- No dobrze...
Tak też się stało. Następnego dnia to Clare ''zmombardowała kolorem'' Mirtę.
Sytuacja ta powtarzała się praktycznie codziennie, więc dziewczynki zaczęły nosić przy sobie farby i gdy tylko się zobaczyły zaczynąła się bitwa na farby. Niestety nie tylko one na tym ucierpiały, czasem rozpoczynały walkę w miejscu publicznym, więc wszystko i wszyscy wokoło też byli w farbie. Ludzie postanowili coś z tym zrobić, więc zorganizowali ''sąd''. Polegał on na wysłuchaniu obu wersji krótkiej przyjaźni, bójek, ich przyczyn oraz skutków. Gdy ''sędzia'' wysłuchał wszystkiego, wyciągnął wnioski i stwierdził, że doszło do nieporozumienia. Oba rody poznały swoje werjsje i podzielili zdanie ''sędzi''. Głowy rodzin porozumiały się i przeprosiły. Od tamtego czasu osoby, które noszą nazwiska
"Iris" i "Nomi" nie kłócą się, wręcz przeciwnie, historia wyryła na nich ostrożność i nieufność plotkom, więc są ze sobą bardzo zżytye.
I tak właśnie powstało Święto Tęczy. Wtedy wszystkich napotkanych oblewa się farbą.
- Fajna opowieść!
- Interesująca, nie fajna. Ale masz rację.
Wybiegłam z pokoju. Oczywiście domyślacie się po co.
- Buahahahahahaha!!! - krzyknęłam powracając do pokoju z farbami*.
- Nie! Nie zrobisz tego! Nie odwa... - nie dokończyła, bo oblałam ją pomarańczową farbą.
Tak jak przewidziałam pobiegła po farby by oblać mnie, ale ja byłam sprytniejsza. Wybiegłam z pokoju i schowałam się w stajni na dole, tak, że jak wróci już mnie nie będzie. Chytre co?
Jednak nie wszystko poszło po mojej myśli, bo gdy tylko Youaslin zobaczyła, że mnie nie ma, pobiegła do stajni. Przechytrzyła mnie! Ale to nie wszystko - schowałam się za Peg, więc ona też była tęczowa.
Nazajutrz obie myłyśmy pegaza - ja grzywę, a Youaslin resztę.
- Dziś święto tęczy, więc nie rozumiem po co wczoraj mnie upaprałaś. - wreszcie odezwała się moja nimfa.
- Ech... No bo...
- Nie musisz się tłumazyć. - uśmiechnęła się.
Nagle rozległo się tajemnicze "PUK PUK" Zdziwiłam się, bo nikt nie mieszka w okolicy.
- Kto to? - spytałam Youaslin.
- Hmmm. - powiedziała tylko.
- Noooooo? Kto to? - pytałam zniecierpliwiona.
- A skąd mam to wiedzieć?
- No bo to raczej ktoś do ciebie.
- Ech... No dobra, sprawdzę kto to.
W otwartych przez Youaslin drzwiach stanęła nieznana mi dotąd istota. Była płci damskiej, wysoka, miała długie, błękitne włosy, elfickie uszy (czyli długie), piękne, zielononiebieskie oczy, błękitne usta i prostą, krótką, białą sukienkę. Była bardzo ładna.
- Oh, wejdź Liliano*. - powiedziała moja nimfa.
- Ekhm... Em... Dzień dobry... Proszę pani... - moje dziwne zachowanie usprawiedliwia to, że rzadko kiedy widzę ludzi (w tym wypadku elfa)
- Mów mi Liliano. - uśmiechnęła się.
- Eeeee... Tak Pani Liliano... Nigdy wcześniej pani nie widziałam...
- Tak. Za to ja i Youaslin czasem się... spotykamy, by omówić... pewne sprawy.
- Może napije się pani nikiru (wyciągu z liści nikirowca**)?
- Och, nie. Ja tylko chciałam powiedzieć twojej nimfie, że za trzy lata kończysz już dwanaście lat. To ważny wiek.
- Tak właściwie to jejenaście.
- Naprawdę? - rzuciła zdziwione spojrzenie w kierunku Youaslin. - I jesteś tego pewna? Że to ona?
- nie ma wątpliwości. - odpowiedziała stanowczo Youaslin.
- W każdym razie. Przyszłam tu też dlatedo, że jutro są twoje urodziny, a ja muszę już dziś wyruszyć. Z tego powodu prezent dam ci dzisiaj.
Dostałam od niej naszyjnik z zawieszką - kotkiem.
- Będzie ci o mnnie przypominał, ale nie martw się, kiedyś jeszcze się spotkamy.
- Dziękuję. - był bardzo ładny, a srebrna zawieszka - kotek przypominała Nyanę.
- Nie ma za co. Ja już muszę iść. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Następnego dnia były moje urodziny. Rano obudziły mnie dziwne odgłosy. Tak! To musiało być to! Youaslin musiała piec mi tort!
- Mmmmmmm! Kocham torty! - mówiąc to weszłam do kuchni.
- Jak każdy. Ale nie zgadniesz z czego zrobiony!
- Hmmmm. Z pamelo?
- Nie.
- Z kakaowca?
- Nie.
- Hmmm. Z granatu?
- Nie.
- Mango? Grejpfrut? Papaja? Melon?
- Nie. Zresztą nie lubisz grejpfruta. - odpowiedziała zniecierpliwiona nimfa.
- Strzelałam.
- Podpowiedź: to...
- Czekaj, już wiem! Z ARBUZA!!! - wykrzyknęłam.
- No tak! Przecierz kochasz arbuzy!
- Wiem, ale nie wpadłam na to, że pójdziesz na łatwiznę.
Ale, to nie był taki sobie, zwykły tort. Różowa warstwa była zrobiona nie tylko z arbuza. Były tam też maliny i truskawki. Zieloną warstwę tworzyły zielone menytki (kolorowe cukierki zrobione ze słodkich owoców gruszki lub zielonego jabłka) i dziwny (ale przepyszny) zielony krem, a pestkami były sercowate kawałeszki czekolady. Za to na prezent od Youaslin dostałam wielkiego misia pluszowego, który był cały jasno kremowy, a jego szyję zdobiła apaszka. Był słodki i zajmował jedną czwartą mojego łóżka. Nyana za to dostała nową, białą obrożę z dzwoneczkiem. To był fantastyczny dzień!
Leżąc na łóżku zastanawiałam się co mogły znaczyć słowa Liliany, że "dwunaste urodziny to bardzo ważny wiek". Tak rozmyślając zasnęłam.
_______________________________________________________________
*Farby to w Lyrianie substancja zabarwiona barwnikiem lub (czasem) magią
** Wygląda jak elf ale nim nie jest,
***Nikirowiec to niespotykane na ziemi drzewo, z którego robi się wyciąg (nikir) - ziemską herbatę
Niebo w dzień Święta Tęczy |
Ogrody rodu Iris |
Zawieszka od Liliany |
Liliana |
(niezwykły) Tort arbuzowy |
Miś od Youaslin |