środa, 13 maja 2015

Rozdział 10 - Tak jak nigdy wcześniej


                                                                    Era 1000
                                          Dokładnie 9 lat po śmierci 999 żywiołów
                                                     1 i 2 dzień sezonu wiatru
                                                                 Gaja
_________________________________________________________________________________

   Znów to samo... Budzę się w środku nocy i przemierzam różne zakątki Królestwa Ziemi. Lunatykuję, ale jestem świadoma tego co robię. Mam zamknięte oczy, ale widzę. Boję się, ale wiem, że nic mi się nie stanie.
   Gdy widzę pierwsze leniwe promienie słońca, sunę po ziemi tak jak mag powietrza lecący wśród chmur z prędkością szybszą niż lot piksów.

    Powoli otworzyłam oczy. Leżąc, rozglądnęłam się po moim małym pokoju. Rico spał pod moim biurkiem. Zsunęłam z siebie koc i usiadłam na brzegu łóżka podpierając się na rękach. Ubrałam się
 (tym razem nie założyłam mojej liściastej sukienki tylko krótką limonkową jedwabistą sukienkę). Na zewnątrz usłyszałam szepty. Zerknęłam w stronę otworu. Ktoś wsunął palec za kurtynę*.
    Stanęłam w drzwiach.
- Niespodzianka! Wszystkiego najlepszego!
    Przed wejściem stała Grace, Meriva i Amatis. Moja opiekunka trzymała w rękach tort z truskawek ananasowych*.
- Eee... ty wiesz, że Rico zaraz mi ten tort zje?
 Zza kurtyny wyskoczyła głowa szczura. Zaczął węszyć. Spojrzał na Grace, przypatrzył się i skoczył. Rico rzucił się na nimfę. Oboje upadli na trawę. Opiekunka się podniosła, była cała brudna. 
Szczurek siedział z tylu i zżerał mi mój tort.
- Nic się nie stało. Na szczęście mam jeszcze drugi. Nie z truskawek ananasowych. - powiedziała powstrzymując złość. Wybuchnęłyśmy śmiechem.
    Gdy tylko Grace wróciła, usiadłyśmy przy małym drewnianym stoliku znajdującym się niedaleko Malinki. Zaczęłam otwierać prezenty. Od Merivy dostałam drugi pamiętnik na wypadek gdyby ten, co mam, się skończył. Od Grace i Amatis dostałam huśtawkę do powieszenia na jednej z gałęzi mojego baobabu. A od Rico... sztuczną brodę z jego białego futra (wyglądam w niej jak stary dziadek)! Zjedliśmy tort. Wszyscy się śmiali, mieli uśmiech na twarzy, a ja ze spuszczoną głową i czarną chmurą nad głową siedziałam przy stole. Nie miałam dziś ochoty na świętowanie moich urodzin. Miałam złe przeczucia. 
    Grace zauważyła moje zachmurzenie i poprosiła resztę towarzystwa o opuszczenie na chwilę stołu. 
- Gaja, co się dzieje? To twoje urodziny - zapytała nimfa lekko zmartwiona. - Zawsze się cieszyłaś w takich chwilach.
- Tak to prawda, ale dziś nie jestem w humorze.
- Powiedz mi co byś jeszcze chciała. Może to poprawi ci humor!
- Wątpię. Ale dobra. 
- No to słucham?
- Mam ochotę na odwiedziny Airy i Aquy, i to jeszcze dziś!
- Co?! Ale, Gaja, one mieszkają na samych końcach ich Królestw, przecież wiesz!
- No i?
- No to, że nie zdążą tu dzisiaj dotrzeć!
- Aqua może nie, ale Aira może przylecieć, w końcu jest magiem powietrza.
- No tak, ale ona jeszcze nie jest tak bardzo wykształcona w lataniu.
- Super, a jej opiekunka to co, ona to chyba nie ma 8 lat?
- Coś mi się nie podoba twoje zachowanie. Może przyjazd Liry ci trochę pomoże. - powiedziała Grace ze złością.
- Nie mam ochoty na przyjazd Lizusi!
- Gaja! Marsz do swojego baobabu i nie wychodzisz z niego, dopóki się nie uspokoisz! -wrzasnęła na mnie opiekunka.
- Wiesz co, z miłą chęcią! - Odkrzyknęłam do niej.
    Co ja robię?! Ja się tak nie zachowuję! Nie chcę przyjazdu Liry? Przecież zawsze z niecierpliwością oczekiwałam jej przyjazdu. Nazwałam ją Lizusia? Ja jeszcze nigdy tak nikogo nie nazywałam. W głębi duszy wiedziałam, że popełniam wielkie błędy takim zachowaniem, ale wydawało mi się, że ktoś mną manipuluje. Nie panuję nad swoimi emocjami.
    Zastanawiając się nad moimi nocnymi wędrówkami przypomniało mi się, że przecież zawsze przez chwilę widziałam tam spadające z nieba czarne pióro.
    Ktoś szybko odrzucił ze mnie te myśli. Kazał mi nie zwracać na to uwagi.
    Nastał zmierzch. Na zewnątrz słyszałam głosy. Była to Grace i Lira. W mojej głowie zrodziła się dziwna myśl, że muszę uciec. Faktycznie chciałam to zrobić, ale jak na złość, w moim baobabie jest 
tylko jedno wyjście, przed którym akurat niedaleko stała kuzynka z opiekunką. 
    Starając się nie zwracać na siebie uwagi, wyskoczyłam z Malinki i pobiegłam w stronę północy.
    Chyba jak każdy w swoim życiu, ja też miałam pewne granice. Grace powiedziała, że sama mogę chodzić jedynie do Alei Maków, Jeziora Samotni i na niewielką małą polanę w Dolinach zaraz za miastem, gdzie znajduje się miejsce na treningi magii. Olałam to i zaczęłam kierować się w stronę Gór Oris*.

      Do połowy otworzyłam oczy (świat był zamazany przez pierwsze sekundy). Leżałam w swoim łóżku a obok mnie stało krzesło. Grace wyglądała przez kurtynę.
- C-co się stało? - Leniwie zapytałam. Opiekunka  popatrzyła na mnie.
- Odpoczywaj, jest dopiero 3 w nocy. 
Do baobabu weszła Lira, trzymając w rękach miskę z jakąś żółtą maścią.
- Słyszałam głosy, obudziła się? - zapytała.
- Tak, ale niech odpoczywa - odpowiedziała jej spokojnie Grace.
- Czy któraś z was mogła by mi powiedzieć co się stało? - mówiłam tak, jakbym była bardzo ciężko 
chora.
- Wczoraj wieczorem, gdy rozmawiałam z Grace, kątem oka zauważyłam, że wybiegasz z Malinki. Na początku myślałam, że chcesz się przywitać, ale zauważyłam, że kierujesz się na północny wschód.
Chcąc zobaczyć, gdzie się wybierasz, przeprosiłam Grace i udałam, że idę do twojego baobabu aby powiedzieć ci o moim przyjeździe. Gdy tylko odwróciła wzrok, ja popędziłem za tobą. Nie wołałam cię, bo nie chciałam, abyś mnie zauważyła. Widziałam jak przekraczasz swoją granicę i zorientowałam się już wtedy, że coś jest nie halo. Po chwili zatrzymałaś się i upadłaś na ziemię. Zemdlałaś. Podbiegłam do ciebie krzycząc, ale ty nie reagowałaś. Najgorsze było to, że byłam sama i nie chciałam zostawić cię samej, a krzyk nic by nie dał, bo byłyśmy za daleko aby ktokolwiek mnie usłyszał. Dlatego ciągnąc cię za ręce przywlokłam cię tutaj. W pobliżu Malinki znajdowała się Meriva zbierająca owoce z ziemi. Usłyszała moje kroki i szybko do nas podbiegła z pytaniem, co się stało. Powiedziałam jej wszystko, co się wydarzyło, a ona zabrała cię do łóżka i zawołała Grace. No i tym sposobem znalazłaś się tu. - Po jej długiej historii usiadła koło Grace, podając jej maść. Opiekunka zaczęła rozsmarowywać żółte coś na miejscach, gdzie miałam duże siniaki.
- Jeśli do godziny przynajmniej 7 będziesz czuła się na siłach, aby jechać długą drogę i się bawić, to pojedziemy na święto. A jeśli nie, to zrobimy sobie tutaj w mieście małe przyjęcie. - odparła nimfa.
Z wielkim trudem oparłam się na łokciach.
- Dam radę, ja zawsze daje radę.
- Połóż się, lepiej będzie jak odpoczniesz.
       Lira i Grace wyszły, a ja zostałam sama. Zamknęłam z powrotem oczy i zasnęłam. Śniły mi się te wszystkie święta Drzewa Życia*, na których byłam. Nie mogłam tego jednego opuścić. Tyle zabawy by mnie ominęło. Tym razem, słuchając opiekunki, zrobiłam to o co prosiła.

      Była chyba 6, bo nikt mnie nie obudził, aby się zapytać, jak się czuję. Wydawało mi się, że czuję się dobrze, bo głowa mnie nie bolała, ale wolałam się upewnić, dlatego podniosłam się z łóżka. Na 
początku zakręciło mi się w głowie, ale później było lepiej. Rico podniósł na chwilę łebek, spojrzał na mnie i z powrotem położył się spać. Nudziło mi się, dlatego podeszłam do obrazu, ściągnęłam go i wcisnęłam zakamuflowany przycisk. Na podłodze otworzyło się przejście do podziemi, ale zanim postawiłam choć jeden krok, przez wejście do Malinki przeszła Grace.
- O, widzę, że się dobrze czujesz.
- Oczywiście, że tak. Przecież mówiłam, że żadna impreza nie może mnie ominąć - Roześmiałam się. Dziś nie czułam niczego dziwnego we mnie. Byłam wolna.
      Założyłam moją ulubioną sukienkę i rozczesałam włosy zakładając na nie jasnozieloną opaskę z dwiema wiśniami na boku.
      Wyszłam z baobabu. Przed wejściem stała Lira myjąca wielbłąda i Grace, która była ubrana w swoją ulubioną białą szatę.
- Gaja, zawołaj Rico i jedziemy. Nie możemy się spóźnić. - Opiekunka mówiła tonem bardzo zadowolonym. Najwyraźniej cieszyła się z powodu, że to coś ze mnie wylazło. Ja zresztą też. 

     Droga była długa, ale nie aż tak jak podróż do wodospadu, w którym i tak już więcej nie będę. 
     Przypominając sobie o Dolinie, chciałam tam wrócić. Tam było coś, co kryło jakąś tajemnice. Od powrotu z wodospadu od trzech lat męczy mnie coś o czym nie wiem. A Grace nic mi nie mówi. Nikt mi nic nie mówi. Z jednej strony czuję się jak bym popadała w ciemność, czarną otchłań kłamstw które leżą na na mnie przez znane mi osoby, jednak z drugiej ufam im.
      Zatrzymałyśmy się na chwilę aby odpocząć w połowie drogi  (tak mniej więcej na środku dżungli). Zjadłyśmy małe co nieco i znów ruszyłyśmy w drogę.
      Podróż trwała znacznie zabawniej gdy przy naszym boku jechała Lira (dobrze, że jest tylko rok starsza od mnie).

       Ku naszemu zdziwieniu podróż minęła bardzo szybko, bo zdążyłyśmy na samo rozpoczęcie się święta. Wszędzie na terenie jabłoni rozciągały się stoliki z jedzeniem. Oczywiście jak zawsze nie 
brakowało wielu zabaw takich jak na przykład: Złap a wygrasz, rzut do tarczy lub pojedynek kucharzy. Na samym środku festynu znajdowało się Drzewo Życia*  ogrodzone drewnianym płotkiem. Przed ogrodzeniem stała 
tabliczka, na której było napisane:

                                                                 Drzewo Życia
                                                           (Magiczna Jabłoń)
        Gdy Terra, pierwsza Strażniczka Ziemi miała zginąć, dzień przed jej śmiercią obdarzyła jedną z jabłoni częścią swej mocy, aby obywatele królestwa mogli korzystać z magi o wiele silniejszej niż ich, ale tylko w sytuacjach bardzo niebezpiecznych. Terra nie miała wtedy pojęcia, że po jej śmierci jej dusza przejdzie do następnego ciała. Dlatego właśnie drzewo łączy więź z wszystkimi wcieleniami Żywiołu Ziemi.
         Święto obchodzi się na upamiętnienie tamtego wydarzenia.

        Interesowałam się historią świata, dlatego czytałam informację o drzewie.
- Gaja, popatrz na te ślimaki w skorupce! Czegoś takiego jeszcze nie jadłyśmy - podbiegająca do mnie Lira krzyczała, trzymając w ręce (martwego, oczywiście) ślimora.
        Pozwoliłam Lirze zaprowadzić się do stoiska. Położone na talerzykach ślimaki były przeróżnych rozmiarów, smaków czy zapachów. Wzięłam tego samego co kuzynka, był tak samo dobry jak wszystkie ślimaki, lecz i tak wolę moje ślimory z granatem i sosem kokosowym.
- Ej! Skoro to impreza powinnyśmy się zabawić, więc chodźmy czegoś poszukać. - Lira biegła, a ja powolnym krokiem ruszyłam za nią.
        Po pierwszej rundzie rzucania do tarczy zrobiłyśmy sobie małą przerwę. Wzięłyśmy soki z jednego stoiska. Ja zostałam sama z Grace, a Lira poszła po jeszcze jeden kubek z piciem. Do opiekunki podeszła Meriva. Zaczęły rozmawiać. Stojąc koło nich pogrążyłam się w myślach. Nagle ktoś przebiegł koło mnie mocno mnie szturchając. Mój gliniany kubek powędrował w stronę nimfy, brudząc jej ulubioną białą szatę. Grace krzyknęła, po czym popatrzyła surowo na mnie i wylała swój 
sok na mnie. Ja, nie spodziewając się tego ruchu, przechyliłam się do tyłu i wpadłam na idącą za mną Lirę. Ona natomiast upuściła swój sok na przechodzącego obok mężczyznę. Tak rozpętała się wojna sokowa, jakiej jeszcze nie było. Wszyscy biegali ze śmiechem i wylewali na siebie przeróżne koktajle i soki.

       Wróciłyśmy do miasta pod wieczór. Biedna Grace zamartwiała się przez całą drogę o to, czy jej sukienka się wypierze. Gdy tylko zsiadła z wielbłąda, pobiegła w stronę Jeziora Samotni. Ja i Lira przebrałyśmy się w piżamy. 
       Podniosłam koc aby się nim przykryć. Pod materiałem znajdowała się kupka ziemi. Rzuciłam koc, obróciłam się w stronę Liry, która wciągała do pokoju worek piachu. Podniosłam rękę aby jej pokazać ziemię na łóżku.
- Lira patrz. Muszę teraz to posprzątać.
Ona odwróciła głowę. Rozszerzyła oczy ze zdziwienia.
- G-gaja czy to ty?
- Ale... - nie dokończając zdania odwróciłam wzrok. Tak samo jak kuzynka rozszerzyłam gałki oczne. Nie mogłam uwierzyć. Kupka ziemi unosiła się w powietrzu na wysokości mojej ręki. Powoli upuściłam dłoń, a ziemia opadała w dół z taką samą prędkością co moja ręka. Gdy brud znów położył się na łóżku, ja popędziłem w stronę północy do jęzora, gdzie znajdowała się Grace.
- Gdzie biegniesz!? - w oddali słyszałam głos Liry.
- Do Grace! Muszę powiedzieć jej o tym, co się stało!
        Opiekunka wciąż próbowała zmyć plamy po sokach. Gdy jej obraz stawał się coraz większy, spowolniłam tempo do chodu.
- Grace! - Powiedziałam to takim tonem, tak jak bym prawie miała się rozpłakać. - Coś się stało.
- Raju! Gaja, co się stało!? - opiekunka rzuciła ubranie do jeziora i wstała z ziemi, krzycząc naprawdę przerażona.
- Czy ty o tym wiedziałaś? Co się ze mną dzieje?
- Co się dzieje?
Po jakiś 10 sekundach powiedziałam:
- Uniosłam ziemię.
- No, chyba po to masz ręce. Aby podnosić przedmioty - mówiła Grace bardzo zdziwiona.
- Nie, nie tak. Magią!
- No tak... jesteś magiem ziemi. 

—————————————————————————————————————

* Kurtyna - chodzi o zasłonę z gałązek płaczącej wierzby.
* Truskawki ananasowe - nie wymyśliłyśmy ich, one naprawdę istnieją, lecz są bardzo rzadkie i dostępne tylko w bardziej egzotycznych krajach.
* Góry Oris - góry położone na północy królestwa Ziemi.
* Drzewo Życia - stara i olbrzymia jabłoń obdarzona mocą pierwszej Strażniczki Ziemi, Terry.


Drzewo Życia (w czasie kwitnienia)

(tak w ogóle to jabłoń znajduje się wśród innych drzew jabłoni, ale nie było lepszego zdjęcia)

Truskawki ananasowe

2 komentarze:

  1. Wybaczcie, że nie wchodziłam na Waszego bloga :( Przez pewien czas nie miałam dostępu do kompa. Ale nadrobiłam straty i przeczytałam. Chciałoby się zjeść te truskaweczki ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. "Pozwoliłam się Lirze zaprowadzić " - powinno być "Pozwolilam Lirze zaprowadzić się", a przy wymienianiu zabaw na święcie Drzewa, jeśli były tylko dwie, powinnas oddzielić je słowem "lub" a nie przecinkiem. I ( już kiedyś to pisałam) znowu za dużo gwiazdek. Zamiast tyle ich robić, zamieśc wyjasnienia w tekście.

    OdpowiedzUsuń