poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 12 - Dziura w ziemi, głaz i magia ognia, czyli jak odkryć zupełnie nowe miejsce

9 rok ery 1000
Omega
Trzy lata. Tyle czasu minęło od pewnego letniego wieczoru, kiedy to pewna ciemnowłosa dziewczynka usłyszała agoniczny wręcz krzyk, który zapoczątkował serię dziwnych wydarzeń.
Dowiedziała się, że jest Strażniczką Żywiołu Ognia, cokolwiek to mogło oznaczać.
Nauczyła się panować nad ogniem i wytwarzać błyskawicę.
No dobra, wytworzyła ją tylko raz.
Przez przypadek.


Tak, zgadliście. Ta dziewczynka to ja.
Niezbyt wysoka, czarnowłosa magini ognia wychowywana przez smoki.
Okej, przez smoka. Hiro też jest jeszcze na etapie wychowywania.
Ale nie da się ukryć, że poziom moich umiejętności znacząco wzrósł przez te trzy lata. Teraz pozostawało mi tylko wymyślić sobie imię. Wiele razy nad tym myślałam, ale w końcu się nie zdecydowałam. Chciałam, by było wyjątkowe, ale żadne takie nie przychodziło mi na myśl. W podjęciu decyzji nie pomogło stwierdzenie Devana, że na dobrą sprawę nie umiem jeszcze pisać ani czytać. Tym razem jednak nie dałam się tak zrobić w bambuko, i ta długo prosiłam go, żeby mnie nauczył, że wreszcie dla świętego spokoju zgodził się mnie nauczyć smoczych run. Łatwe to nie było, ale jak już to zrozumiałam, byłam z siebie niezmiernie dumna, zwłaszcza, że Devan trzymał gdzieś tam opasłe tomy zapisane właśnie w tym języku, więc nie mogłam narzekać, że mi się nudzi. Aż Hiro zaczął nażekać, że w ogóle nie poświęcam mu uwagi, ciągle tylko ślęczę nad książkami. W końcu Devan chyba też zaczął mieć go dość, więc Hiro także został nauczony czego trzeba, i od tej pory razem ślęczeliśmy nad książkami.
No ale ileż można czytać. Do tego byłam uzależniona od słońca, bo Devan za nic nie chciał pozwolić mi używać ognia w pobliżu książek. Powinnam raczej powiedzieć ksiąg, bo najcieńsza z nich miała ponad pięćset stron.
Co do treści, to zrozumiałam nie wiele, głównie dla tego, że większość pism była poświęcona historii świata, a to akurat najmniej mnie interesowało, więc te fragmenty czytałam nieuważnie, praktycznie nic z nich nie zapamiętując. W końcu jednak i do tych zajrzałam, próbując coś z nich zapamiętać, ale takie momenty zdarzały się nadzwyczaj rzadko. Głównie wtedy, gdy padało i nie dało się wyjść na zewnątrz, żeby po powrocie nie musieć ślęczeć przy ognisku czekając, aż przestanie padać.
W pewnym momencie natrafiłam w książce o żywiołach na ciekawą postać. Była ona ponoć pierwszym Żywiołem Ognia, a nazywała się Alfa. To imię spodobało mi się do tego stopnia, że sama chciałam się tak nazwać, ale Devan stwierdził, że stać mnie na lepsze imię.
- To już lepiej nazwij się Omega - Omega? Brzmi nawet spoko.
- Czemu tak?
- Alfa i Omega oznaczają mniej więcej tyle co początek i koniec. Alfa była pierwszym Żywiołem Ognia, więc jej imię jest akurat adekwatne..
- Co znaczy adekwatne? - przerwałam mu.
- Pasujące. Tak więc jej imię jej pasowało, bo..
- Tak wiem, była pierwszym żywiołem - chyba nie lubi, jak mu się przerywa.
- Pierwszym Żywiołem Ognia, nie myl - poprawił mnie.
- Dobrze, ale czemu ja mam być końcem?
- Tego nie powiedziałem. Ale Omega by ci pasowało - wzruszył ramionami, o ile smoki mają ramiona.
- No dobra - może powinnam się zastanowić, ale co tam.
- Szybka decyzja. Jesteś pewna?
- Jak się zacznę zastanawiać, to się nigdy nie zdecyduję. Dajesz.
- Co dajesz?
- No nie wiem, jakiś rytuał, czy coś.
- Nie uważam, żeby coś takiego było potrzebne. Od teraz po prostu nazywasz się Omega.
Tak to mniej więcej wyglądało. Ale i tak jestem zdania, że jakieś uroczyste przemówienie byłoby jak najbardziej na miejscu.
***
Znowu leje. Ja rozumiem, po lecie jest jesień, ale bez przesady. Pada już trzeci dzień. W dodatku zbliża się zima, więc musimy robić zapasy, a Devan ma głęboko w poważaniu, czy leje czy nie. Jakby sam nie mógł się ruszyć, tylko ciągle ja i Hiro. Bo jesteśmy już duzi. Bo jeszcze wiele musimy się nauczyć. Bo trzeba się przyzwyczajać do warunków pogodowych. Bo nie zawsze będzie słońce. Bo i tak nigdy nie upolowaliśmy czegoś większego niż młody jelonek.
Zaczyna mnie to irytować. Przez poprzednie dziewięć lat nie musiałam tak ciężko harować, bo pracą tego nie nazwę. Nie uważam, żeby moje umiejętności były lepsze lub gorsze niż rok temu, a przecież w tamtym roku też była zima, i też trzeba było zrobić zapasy. Więc czemu w tym roku mam wrażenie, że pracuję dwa razy ciężej?
***
Wreszcie. Po dwóch tygodniach polowania, suszenia, obdzierania ze skóry i wędzenia, wreszcie Devan stwierdził, że mamy wystarczająco zapasów.
Leżałam właśnie przy ognisku, patrząc na płomienie, gdy usłyszałam jak Devan i Hiro wracają. Hiro próbował nauczyć się latać, z akcentem na próbował. Z ich rozmowy wywnioskowałam, że udało mu się wzbić ledwie na kilka metrów, po czym spadł na ziemię. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy mijali mnie, wchodząc głębiej do jaskini. Była ona na tyle szeroka, że minęli mnie praktycznie w ogóle mnie nie dotykając.
- I jak? - zapytałam, odwracając twarz w kierunku Hiro, który zajął miejsce przy ognisku.
- Nie pytaj - odburknął. Oj, chyba nie jest w humorze.
- Omega - z drugiej mańki dobiegł mnie głos Devana, więc przekręciłam głowę w drugą stronę - jutro chciałbym nauczyć cię czegoś. Bądź gotowa rano - na te słowa przytaknęłam, jednak w środku cała się gotowałam. Czego chce mnie nauczyć?!?
Następnego dnia wstałam zaraz po wschodzie słońca, chociaż to zdecydowanie nie była moja pora. Podniosłam się z ziemi i ogarnęłam spojrzeniem mój dom. Grota była dużą jaskinią, zdolną pomieścić niemałego smoka i jeszcze parę osób. Na środku gruntu widać było okrąg z kamieni, w którym rozpalaliśmy zwykle ognisko. Bliżej wyjścia, ale na tyle blisko, by można było leżąc na ziemi ręką dotknąć ognia, na ziemi leżało kilka zwierzęcych skór, które obecnie służyły mi za posłanie.
- Co tak stoisz z samego rana - usłyszałam zaspany głos Hiro.
- A co ty tak nie śpisz z samego rana? - odgryzłam się. Hiro tylko wzruszył ramionami i położył swój łeb na przednich łapach. Westchnęłam, i nagle nawiedziła nie myśl, że Hiro jest ostatnio jakiś przygaszony. To przez te lekcje latania? A może jest po prostu zmęczony, ostatnio w końcu intensywnie polowaliśmy.
- Hej, nie miałaś mieć teraz jakiś lekcji z Devanem? - przypomniawszy sobie o tym, porzuciłam rozmyślania nad powodem nastroju Hiro i pobiegłam do miejsca, w którym zwykle trenowałam z Devanem magię ognia. Była to rozległa polana na krańcu lasu, na której oprócz otaczających ją drzew nie ostały się żadne rośliny. Po bokach w ziemi tkwiły także sporych rozmiarów głazy, z jednej strony trochę osmalone, z drugiej trochę porośnięte mchem. Patrząc na prowizoryczny zegar zrobiony z patyka wbitego w ziemię, była godzina ósma. Rozejrzałam się, ale po Devanie nie było śladu. Zmarszczyłam brwi. Zwykle był pierwszy, i jeszcze dostawał mi się wykład o spóźnianiu i szacunku do starszych. Rozejrzałam się jeszcze raz, tym razem uważniej przyglądając się okolicy, w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów jego obecności tutaj, jednak polana wyglądała dokładnie tak, jak zostawiłam ją ostatnim razem. Coś tu było zdecydowanie nie tak. Spóźnianie się nie było w stylu Devana, a wiem, że według niego "rano" zaczynało się po wschodzie słońca, więc nie mogło być mowy o pomyłce co do godziny. Z resztą gdzie mógłby być, skoro nie było go w grocie? No dobra, było wiele takich miejsc. Na południe od groty rozciągał się sporych rozmiarów niezamieszkany teren, w którym można było upolować coś do jedzenia, ale nie powinien tam być. Powinien być tu i teraz, na polanie w lesie i godzinie ósmej rano ćwiczyć ze mną magię ognia. A nie ma go.
Może chce, bym coś robiła? Ale co?
Podeszłam do skały najbliżej mnie. Nie była duża, wielkością przypominała małego smoka. Przejechałam po niej dłonią, w poszukiwaniu czegokolwiek, jednak nic się nie wydarzyło. Sytuacją powtórzyła się przy kilku następnych skałach. Niceo zirytowana, bo Devan ciągle się nie pojawiał, a ja zaczynałam mieć dość obmacywania skał, podeszłam do ciemnego głazu, nieco wyższego ode mnie. Przejechałam po nim ręką, z zaskoczeniem wyczuwając wgniecenie (taa, wgniecenie na kamieniu -.-' ). Zabrałam rękę i przyglądnęłam mu się. Było wielkości pięści, i co ciekawsze, moja pięść idealnie się w niego wpasowywała. Nagle doznałam olśnienia. Oh, czemu nie pomyślałam o tym wcześniej!?!  Zacisnęłam dłoń w pięść i zapaliłam ją. Poczułam znajome mrowienie i ciepło rozchodzące się od mojej prawej ręki. Cofnęłam się o krok o skały, i zamierzyłam się na odcisk. Będzie bolało.
- Ajć - jęknęłam, rozmasowując dłoń. Podniosłam wzrok na skałę, ale w miejscu, gdzie przed chwilą była gładka powierzchnia z jednym tylko wgnieceniem, teraz...  no, nie było jej. W zastępstwo za nią pojawiła się jakaś czarna dziura. Pochyliłam się nad nią i stwierdziwszy, że od dzisiaj moją dewizą życiową jest YOLO, wskoczyłam do niej.
Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w zakurzonym pomieszczeniu w kształcie półkola. Podniosłam wzrok na sufit, i upewniwszy się, że co prawda chwilowo poza moim zasięgiem, wejście w kształcie jednej wielkiej( no, może nie tak wielkiej) dziury wciąż tam jest. To mnie trochę uspokoiło. Gdziekolwiek jestem, wiem jak wrócić. A że żeby dostać się do otworu w suficie, musiałabym umieć latać, póki co się nie przejmowałam.
Podniosłam się z podłogi i uważniej przyjrzałam pomieszczeniu. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny, jakby od dawna książki się tu znajdujące nie widziały świeżego powietrza i vice versa. Właśnie, książki. Wszędzie, gdzie się nie spojrzało, były poukładane książki. Ściany były całe pozastawiane regałami. Nie wspominając o co grubszych książkach, które zostały poukładane w całkiem sporych rozmiarów stosy na ziemi.
Moja szczeka właśnie turlika się po ziemi ze zdziwienia. Tylko w tym pomieszczeniu jest kilka setek książek, a przed sobą widzę dosyć długi korytarz. Czemu Devan nie powiedział mi nic o tym miejscu? Bo dam sobie głowę uciąć, że wiedział. Z tego, co wiem, musi być co najmniej tak stary jak to archiwum, albo nawet starszy.  A że jest to archiwum, jestem całkowicie przekonana. Bo cóż by innego?  Dużo książek, ukryte wejście i stan wskazujący na to, że od dawna nikt to nie zaglądał. Co najwyżej jakaś stara biblioteka. Chociaż bardziej skłaniam się co do archiwum.
Z jakiś nieznanych mi przyczyn czułam się tu jak w domu. Zupełnie jak w Grocie, chociaż byłam to pierwszy raz. Nie miałam oporów przed dotykaniem wszystkiego, co się nawinęło, chociaż nie miałam w zwyczaju grzebać innym w rzeczach. O ile za innych można uznać Hiro i Devana, a za rzeczy jakieś stare tomiska, które Devan trzymał w szczelinie blisko Groty, myśląc, że o nich nie wiem.
Z takimi myślami ruszyłam ciemnym korytarzem( w którym przecież mógł czaić się jakiś pedobear, jak nie rozważnie z jej strony -.-) w głąb tego dziwnego miejsca. Po drodze zgarnęłam jakąś książkę, bo kto wie, czy jeszcze kiedyś tu wrócę.
Szłam tak już trochę czasu, jednak nie wiem, ile dokładnie, bo patrząc na te wszystkie księgi straciłam poczucie czasu. Po drodze mijałam wiele mniejszych korytarzyków odchodzących od głównego, postanowiłam jednak nie ryzykować zgubieniem się, tylko cały czas iść przed siebie. Po jakimś czasie doszłam wreszcie do końca korytarza. To, co tam zobaczyłam, zaparło mi dech w piersiach - otóż przede mną znajdowała się ogromna sala, w której jedynym źródłem światła było okno zajmujące cały sufit. W powietrzu unosiły się pyłki kurzu, więc doskonale widać było promyki słońca wpadające do wewnątrz. Nie wspominając, że sala była wysoka na co najmniej dziesięć metrów. I - co mnie już nie zdziwiło - cała była w książkach.
Na środku stał średniej wielkości okrągły stół, na oko wykonany z marmuru. Na nim wyrzeźbione były jakieś dziwne znaki, których w ogóle nie rozumiałam.
- Widzę, że już się zadomowiłaś.



1 komentarz:

  1. OMG! Czekam na nexta :D
    Tyle tylko mogę powiedzieć na ten temat, bo mnie normalnie zamurowało! <3

    OdpowiedzUsuń