czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 14 - Dzień, gdy wszystko się zmienia

                           
                                                             12 rok ery 1000
                                Ostatni dzień sezonu słońca i pierwszy sezonu wiatru
                                                                    Gaja
                                
   Tak, jutro moje urodziny. Kończę jedenasty rok mojego życia i zaczynam nowy - dwunasty. Najdziwniejsze w tym jest to, że urodziłam się w tym samym dniu co strażniczki. Jutro nareszcie ją spotkam (a tak właściwie wszystkie cztery). Nimfy i magowie z całej stolicy (miasta Baobabów), a nawet zwykli ludzie zaangażowali się w dekorowanie Ogrodów i dróżki na jutrzejszą ceremonię. Miło widzieć, że konflikty pomiędzy zwykłymi ludźmi a magicznymi stworzeniami na ten dzień znikają.

   Grace powiedziała, że idzie na spotkanie rady, więc ja, nie mając co robić, przechadzałam się po mieście. Od czasu do czasu ktoś prosił mnie, abym coś podała.
   W końcu spotkałam Revię*, która razem z opiekunką była na spotkaniu, wracającą do domu. Popędziłam do Malinki aby sprawdzić czy Grace tam na mnie czeka. Niestety nikogo nie było, nawet Rico. Jedynie na łóżku leżała mała karteczka z napisem:

                                                     Najlepsze dopiero przed tobą.
                       
  Pobiegłam szybko do baobabu Grace, który znajdował się po przeciwnej stronie, jakieś dwa drzewa dalej. Nimfy nie było. Pewnie została jeszcze przy stole*, ale na wszelki wypadek postanowiłam zapytać się Merivy. Podeszłam do baobabu obok. Słyszałam przyjaciółkę mojej opiekunki. Nie weszłam do środka, tylko stanęłam obok wejścia, w miejscu gdzie one by mnie nie zauważyły. Po chwili usłyszałam głos Grace.
- Co robisz?
Za mną rozległ się chłopięcy głos. Wystraszyłam się. To był Lori*, trzymał w rękach kosz jeżyn.
- Cicho bądź. Nie widzisz, że podsłuchuję? - odpowiedziałam mu zdenerwowana.
- Wiesz, że tak nie wolno?
Westchnęłam.
- Jak ci dam pohuśtać się na huśtawce, to dasz mi spokój?
- Oczywiście, że tak - powiedział.
- Dobra, to jak wrócę. Czekaj przy Malince. O! I gdybyś zobaczył gdzieś Rico to powiedz mu, żeby wrócił do mojego baobabu! - krzyknęłam (to ostatnie zdanie), bo on już odbiegał.
- Dobra!
Wróciłam do mojego poprzedniego zajęcia.
- Jak myślisz, będzie pasować? - ze środka rozległ się głos Merivy.
- Na pewno - to był głos Grace
Zerknęłam lekko do środka. Meriva trzymała w rękach zielono-białą sukienkę na ramiączkach z paskiem obdzielającym górę od dołu.
- Jak myślisz, poradzi sobie? - Usłyszałam zaniepokojony głos opiekunki.
- Oczywiście, że sobie poradzi. Przecież sama ją wychowałaś. 
O czym one w ogóle mówiły? Przecież Grace wychowała tylko mnie.
- Nie chcę, aby nas opuszczała. 
- Przecież nie opuści.
- No, ale przecież będzie musiała przeprowadzić się do Doliny.
To było bardzo dziwne. Rozumiem, że z dniem urodzin osiągnę pełnoletność, ale to nie znaczy przecież, że muszę się wyprowadzać. Przede wszystkim nie chcę tego robić.
Po chwili ciszy Meriva powiedziała :
- Dasz radę jej to powiedzieć? 
- Muszę, ale boję się, jak to przyjmie. Tyle razy ją okłamywałam.
- O czym wy, do choinki, mówicie!? - wskoczyłam do baobabu, krzycząc.
Nimfy otworzyły szeroko oczy.
- Podsłuchiwałaś? - zapytała Meriva.
- Może tak, może nie. O co chodzi, Grace!?
- Gaj...- Meriva nie dokończyć słowa, bo opiekunka jej przerwała.
- Meriva. Dość, i tak muszę jej powiedzieć. - Grace mówiła bardzo spokojnie. - Gaja, musze powiedzieć ci coś bardzo ważnego. Te wszystkie dziwne rzeczy, które ci się przez ostatnie lata przytrafiały...one...one nie działy się bez powodu.
- Tak wiem,  nie urodziłam się normalna.
- Nie, to nie chodzi o chorobę. Pamiętasz jak w wieku 6 lat zabrałam cię do Doliny?
- Tak. Pamiętam, że rozczarowałam się bo nie było tam Strażniczki.
- Była tam wtedy. Wiem jak to dziwne brzmi. Sama nie wiem na ile jest to prawda, ale wszystko na to wskazuje.... Wszystko wskazuje na to, że to ty nią jesteś - Grace mówiła powoli i spokojnie. Widać było, że ciężko dobrać jej słowa.
- Nie, nie... kłamiesz - nie mogłam tego przyjąć do świadomości.
- Nie kłamię. Na początku też o tym nie wiedziałam. Myślałam, że jesteś zwyczajnym magiem.
- To niemożliwe! - wybiegłam z baobabu zakrywając oczy, z których wylewały się łzy. Przebiegałam koło Malinki, gdzie Lori czekał obok huśtawki, którą dostałam na 9 urodziny. 
- Ej...Gaja, to jak z naszą umową!? - krzyknął chłopak. - Co się stało!?
Nie odpowiedziałam mu, tylko biegłam, nie patrząc przed siebie.
   Opanowałam już magię ziemi do tego stopnia, że mogłam "widzieć" przez stopy. Mając gołe nogi wyczuwam drgania ziemi, przez co wiedziałam gdzie się znajduję.
   Biegłam w stronę altany myśląc, że tam znajdę chwilę spokoju, aby wszystko poskładać w całość. Niestety, zapomniałam o tym, że obywatele z dalszych zakątków królestw zjeżdżają się aby móc uczestniczyć w ceremonii zjednoczenia, przez co stawiają namioty.
   Na szczęście większość ludzi nie zwracała na mnie uwagi. 
   Usiadłam odwrócona w przeciwną stronę niż Altana. Koło mnie stanęła Amatis.
- Cześć Gaja. Chcesz może pomóc mi w ubieraniu drogi? - Amis jest zawsze bardzo miła, dlatego teraz również to mówiła z uśmiechem.
- Nie, na razie nie.
- Dobra - to słowo trochę przeciągnęła - A powiesz mi co się stało? - Przysiadła na trawie koło mnie.
- Podejrzewam, że znasz prawdę.
- Wiem wiele rzeczy o tobie. W końcu jesteś moją przyjaciółką, ale nie wiem teraz, o którą z nich ci chodzi.
- Chodzi o bycie Strażniczką.
- O - Powiedziała to słowo lub literę zdziwiona.
- Nie "O" tylko "Ooo...Nie!"
Amatis się zaśmiała.
- No wiesz, w sumie to zawsze marzyłaś o tym by nią być.
- Ale marzyć, a dowiedzieć się nagle... nawet nie wiem jak to nazwać... o swojej "prawdziwej tożsamości", to co innego.  Poza tym skąd pewność?
- Tysiąc. Przypuszczenia się potwierdzą gdy uda ci się przekroczyć próg Altany.
- Na Terrę! Przecież jak nie uda mi się wejść... Jaki wstyd... Nie ja nie chcę się jeszcze bardziej ośmieszać, niż robię to na co dzień.
Amatis wybuchła śmiechem.
- A może teraz chcesz mi pomóc zakładać wstążeczki?
Powoli odsłoniłam oczy zza rąk i zapytałam:
- Jestem czerwona?
Byłam trochę bardziej wesoła. Amatis schyliła się, aby zerknąć na moją twarz.
- Troszkę - Zaśmiała się lekko.
- U.
- Nie "U" tylko "Uuu...uuups"
- No wiesz ty co?
- Tak naprawdę to nie jesteś jakoś specjalnie czerwona. Bardziej wyglądasz, jak byś była zarumieniona.
- Dobra. W takim razie przyniosę te wstążki. - Podniosłam się na rękach i zapytałam gdzie są dekoracje. Od Amatis dowiedziałam się, że ostatnio ozdabiała po stronie Królestwa Wody, dlatego też mogła je tam zostawić. 
   Ruszyłam w kierunku północy rozglądając się na boki w poszukiwaniu zostawionych przez przyjaciółkę wstążeczek.
   Znalazłam kolorowe nitki obok jakiegoś granatowego namiotu. Schyliłam się aby je podnieść. W środku usłyszałam swoje imię
- ...królestwem Ziemi zajmuje się Gaja, a Powietrza Aira, oczywiście.
- Jeśli Gaja i Aira są Żywiołami tak, jak ja... gdzie się podziewa Władczyni Ognia?
To robiło się co raz bardziej dziwne. Najpierw ja potem Aira i Aqua. Tego z każdą chwilą było więcej. Nie wytrzymałam i z pośpiechem rozsunęłam zamek namiotu. Wskoczyłam do środka
krzycząc:
- Że co!? Ty też!?
Obie patrzyły się na mnie tak jak ja na Aquę.
- Podsłuchiwałaś? - zapytała mnie Reyna po chwili ciszy.
- To-to nie jest teraz istotne. - chwyciłam Aquę za ręce i powiedziałam, że musimy tylko teraz znaleźć Aire, lecz w tym samym momencie gdy skończyłam zdanie namiot w którym się znajdowałyśmy przewalił się. Ktoś pisnął na zewnątrz, zdecydowanie był to dziewczęcy głos. Jak tylko się wyplątałyśmy, wybiegłyśmy z namiotu. Na materiale leżała dziewczynka o długich kremowych włosach. Była to Aira.
- No, sama się znalazła. - powiedziałam.
- Nawet nie zaczęłyśmy jej szukać. - Aqua powiedziała to mrucząc pod nosem. Reyna podeszła do Airy pomóc jej wstać.
- B-bardzo przepraszam ja t-tylko...
- Dobra nie ważne - przerwałam jej.
- Poradzimy sobie. Możecie już iść, dziewczynki. Ja i Aqua mamy ważne sprawy do obmówienia.  - powiedziała Reyna trochę chłodnym tonem.
- W porządku - odpowiedziałam - Mam jeszcze pomóc Amis w rozwieszaniu wstążeczek.
- Pa Aqua, pa Reyna. - Dodała na zakończenie Aira. A magini wody jak zwykle była zamknięta w sobie. Mimo tego, że widziałam ją tylko dwa razy w życiu (pierwszy w wieku 6 lat i drugi był teraz) to nie wiem czemu wydaje mi się, że bardzo dobrze ją znam. Może to ma jakiś związek z byciem
strażniczką.
- Tak w ogóle to nie widziałyśmy się ze 6 lat. - Ciszę przerwała Aira.
- Wiem, że to co teraz powiem zabrzmi dziwnie, ale urosłaś i zmieniłaś się z twarzy. Szczerze gdyby
nie twoje oczy to bym cię nie poznała.
- Mogłabym powiedzieć to samo, ale nie chce mi się tyle na jednym wdechu jak ty.
- W sumie to nie wiem czemu tak powiedziałam.
Roześmiałyśmy się.
   Wróciłam do Amatis i pomogłam rozwiesić jej wstążeczki. Pod wieczór wróciłam do Miasta Baobabów.
   Przy Malince stał ( a właściwie siedział ) Lori. Zdziwiłam się, że jeszcze czekał.
- Serio!? Cały dzień tu przesiedziałeś?
- Gdzie cię wcięło!? - krzyknął na mnie.
- Nie interesuj się. A tak w ogóle, to jest Rico?
- Grace wzięła go na kolację, bo nie wiedziała, gdzie jesteś. Ale wydawało mi się, że była smutna. Porozmawiaj z nią.
- Ach tak. Chyba wiem, z jakiego powodu - Skierowałam wzrok na ziemię i podrapałam się z tyłu głowy.
   Ja i Lori siedzieliśmy przed Malinką i rozmawialiśmy o różnych rzeczach, ale nie wspomniałam o byciu Strażniczką. W sumie to nie pamiętam, abym kiedykolwiek gadała tyle z Lorim. Rico wrócił po około 30 minutach, lecz Grace nie wiadomo gdzie zniknęła, ale nie zamierzałam jej szukać.
   Zrobiło się ciemno. Mój szczurek już dawno spał, a ja i Lori właśnie skończyliśmy rozmowę.
   Przebrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Myślałam, że będę śnić o ceremonii, ale przez całą noc przed oczami widziałam czarną pustkę.

   Otworzyłam oczy. Środek mojego baobabu wyglądał jak zawsze.
   Do pokoju weszła Grace trzymając w rękach tacę z jedzeniem.
- Cześć - Powiedziałam do opiekunki uśmiechając się szeroko i machając do niej ręką. Opiekunka podeszła do mnie z posiłkiem.
- Przyniosłam to, aby cię trochę rozweselić.
- Przepraszam za wczoraj. Głupio się zachowałam.
- Rozumiem to. Ciężko było ci to pojąć.
- Wiesz co? Już mi przeszło. Wybaczam ci te wszystkie lata.
- Czyli już się nie gniewasz?
- Nie umiałabym się długo na ciebie złościć.
- Proszę, to twoje ulubione danie.
- Mielonka ze ślimaków z sosem kokosowym i kawałkami granatu. Mmm...pycha.
- Smacznego!
Zaczęłam jeść. Grace wzięła drewniane krzesło z pokoju, przesunęła je do łóżka i usiadła na nim.
- Grace, skąd masz pewność, że to ja nią jestem?
- Na samym początku ja też nie miałam o tym pojęcia. Myślałam, że jesteś zwykłym magiem.
- Ale jak mnie znalazłaś?
- 12 lat temu wracałam z sadów z koszem warzyw i owoców do miasta. Gdy dotarłam do Dolin, zauważyłam w oddali ciebie. Płaczącą ciebie. Pomyślałam, że ktoś cię zgubił, dlatego też postanowiłam pójść do pobliskiego miasta z zapytaniem. Jak pewnie się domyślasz, nikt cię tam nie znał. Odwiedziłam wszystkie miasta i miasteczka znajdujące się w Dolinach i w żadnym z nich nikt nie był twoim rodzicem. Ostatnim moim celem było miasto ludzi, ale i tam się nie udało. Postanowiłam, że ja cię wychowam. Wróciłam do domu i Revia zaczęła na mnie wrzeszczeć, że tak długo mnie nie było. Pokazałam jej ciebie. Ta natychmiast przestała się wydzierać i zapytała skąd cię mam. Opowiedziałam jak to wszystko się stało, że postanowiłam cię wychować jak własną córkę. A jeśli chodzi, skąd o tym wiem, to zastanawiałyśmy się z Merivą nad tymi twoimi lianami, których nie możesz zdjąć. W końcu doszłyśmy do wniosku, że każda twoja poprzedniczka takie miała. To wszystko potwierdziło także wydarzenie gdy miałaś 9 lat, lecz były wątpliwości. Po pierwsze - twój charakter. Po drugie - powinnaś być teraz w Seliganyon, a nie tu.
- Czyli innymi słowy coś musiało namieszać w naszych narodzinach, tak?
- Na to wygląda.
- Teraz skoczę na innego kwiatka*. Co z tą sukienką, którą wczoraj trzymała Meriva, gdy was podsłuchiwałam?
- A, tak. Mam ją przy sobie. - nimfa sięgnęła ręką do torebki. Wyciągnęła z niej zielono-białą sukienkę na grubych ramiączkach.  - Proszę, o to ona. Pomyślałam sobie, że mogłabyś ubrać ją na ceremonię.
- Oczywiście, jest prześliczna - powiedziałam. - Wiesz co, bo ja umówiłam się z Airą, że będziemy się razem przygotowywać do ceremonii.
- Wiem o tym. Spotkałam wczoraj Youaslin i ona mi o tym powiedziała. Pójdę z tobą. Opiekunka Airy stwierdziła, że pomożemy wam się uczesać, a przy okazji sobie pogadamy.
   Weszłyśmy do dość dużego namiotu Airy. Przywitałam się ze wszystkimi, którzy tam byli (a były tam tylko 2 osoby, nie licząc kota i dwóch pegazów na zewnątrz)
- To co, dziewczyny, gotowe na metamorfozę? - zapytała Youaslin.
- Oczywiście - podniosłam rękę ze szczotką do włosów.
- Grace, chcesz, żebym zaparzyła nikir czy coś z twoich regionowych napojów?
- Nikir. Muszę przypomnieć sobie, jak on smakuje.
Wzięłam moją zielono-białą sukienkę z falbankami na dole i ubrałam się w nią. Aira ubrała krótką, biało-kremową, prążkowaną sukienkę i balerinki.
- Grace, fryzura - powiedziałam.
- Dobra, to usiądź tu i daj szczotkę.
Podałam szczotkę opiekunce, a ta najpierw rozczesała moje włosy, a później pofalowała je jakąś specjalną szczotką.
- Wiesz co, Gaju? Mam dla ciebie mały prezent urodzinowy. Myślałam, że mogłabyś go założyć na ceremonię. - Grace podała mi małe pudełeczko owinięte wstążeczką. - Otwórz je.
Rozwiązałam kokardkę i otworzyłam pudełko. W środku znajdowała się mała opaska z trzema listkami klonu.
- Ojej, jest prześliczna! Dziękuję! Z chęcią ją założę!
- To się cieszę.
Aira wygramoliła się z za zasłonki, wymawiając jakieś dziwne słowa.
- Ekh, eh...  i jak?
- Śliczne! - odpowiedziałyśmy wszystkie trzy. Nyana miauknęła. Aira jakoś dziwnie się na mnie patrzyła, aż w końcu krzyknęła:
- O właśnie, fryzura!
Youaslin zaczęła czesać Airę.
- My musimy iść, bo niedługo zacznie się ceremonia. Cześć! - powiedziała Grace.
- Pa, pa!
 Doszłyśmy do miasta baobabów.
- Gaja, jest też taka sprawa.
- Słucham?
- Chodzi o ceremonię. Ponieważ to nie będzie taka ceremonia jak jest zawsze, to będzie musiało to wyglądać tak.
Grace mówiła mi to bardzo ogólnie ale i tak coś zrozumiałam.
- Że co!? Ty postradałaś zmysły!? Skąd ja mam doczytać się jakiś znaczków których nawet nigdy nie widziałam!?
- Spokojnie, Gaju, uda ci się. Pamiętasz, jak wracałyśmy z Doliny, ty mówiłaś, że nie wiesz dlaczego, ale skądś pamiętasz i znasz to miejsce. Dlatego znaki również rozpoznasz.
   Nadeszła godzina ceremonii. Ja zostałam na samym końcu dróżki, a Grace pobiegła do samego przodu. Policzyłam do 120, tak, jak kazała mi to opiekunka i ruszyłam do przodu. Trochę mnie krępowało to, że wszyscy się na mnie patrzyli. Doszłam do altany. Wszystkie trzy równo weszłyśmy do środka i schyliłyśmy głowy w dół, tam gdzie znajdowały się znaki. Zaczęłyśmy na głos czytać. Tak jak mówiła Grace, znałam znaki doskonale. Po skończeniu wymawiania bardzo dziwnych słów uniosłam ręce do nieba (ale nie tak całkowicie w górę). Aira i Aqua również. Poczułam, że Ziemia lekko się trzęsie, ale zachowałam spokój. Wokół altany utworzył się silny wiatr, zasłaniając nas przed wzrokiem ludzi i powodując coś w rodzaju nieszkodliwej trąby powietrznej. Z nieba zaczęły spadać krople delikatnego, chłodnego deszczu. Gdy pokaz mocy naszych żywiołów się zakończył, równo obróciłyśmy się w stronę naszych Królestw i wyszłyśmy z Altany. Wszyscy mieszkańcy ukłonili się. Każda z nas kiwnęła z powagą głową do swojego narodu. Wtedy rozbrzmiały wiwaty. Rozpoczęła się zabawa.
- Lira! Lira! - krzyczałam.
- No, tu jestem!
Obróciłam się i ujrzałam moja kuzynkę. Krzyknęłam jeszcze raz jej imię i skoczyłam do niej, mocno ją przytulając.
- Czemu mi nie powiedziałaś? - Tym razem nie był to głos Liry, ale Lori'ego.
- O, hej, Lori! No wiesz, ja... ej, tak w ogóle to czemu mam ci się z tego tłumaczyć, co?
- Bo tego nie rozumiem?
- Dzieciaki i Strażniczko, zasiądźcie do stołów. Zaraz podajemy pierwsze danie.
- Revia, nie mów tak do mnie. ja też jestem dzieckiem.
Usiedliśmy do stołu, ja oczywiście musiałam siedzieć w centrum uwagi (no a jakże inaczej) a koło mnie moi najbliżsi. Grace powiedziała do mnie:
- Gaja, dziś wieczorem będziesz musiała się spakować, pamiętaj.
- Jak spakować?
- Też tego nie chcę, ale musisz przeprowadzić się do Doliny Wodospadu Prawdy.
Wstałam z krzesła wzięłam moją szklankę i łyżeczkę. Uderzyłam łyżeczką o naczynie.
- Ekhem ekhem! Proszę o uwagę. Ogłaszam, że nie zamierzam wyprowadzać się do Doliny Wodospadu. Zostaję tu, w Mieście Baobabów, z rodziną i przyjaciółmi. Dziękuję.
- Gaja!
- No co? Wolę zostać z wami. A zresztą, teraz ja tu decyduję.
- Mam nadzieję, że teraz nie będę służyć za szmatkę - powiedział cicho Lori do Liry.
- Słyszałam to.

—————————————————————
* Revia (czyt. Rewja) - jest w radzie tak samo jak Grace i Meriva. Bardzo ładna, ale nikt jej nie lubi. Ma dość specyficzny charakter.
* Stół rady - co tydzień przy nim są spotkania rady. Znajduje się on na południu Miasta Baobabów. Podczas spotkań jest on zasłaniany murem z korzeni drzew.
* Lori - a właściwie Loran. Jest on starszy ode mnie o 2 lata. Ma blond włosy. Jest magiem ziemi.
* Teraz skoczę na innego kwiatka - na Ziemi mówi się ,,Teraz z innej beczki".

 UWAGA:
Magia ziemi umożliwia:
- Odczuwanie drgań ziemi (możesz poznać, co się znajduje przed tobą, jaką ma wielkość oraz nawet z jaką prędkością mniej więcej się porusza)
- Kontrolowanie ziemi.


Amatis (Amis)
Znalezione obrazy dla zapytania nimf chłopak z blond włosami


Lori
Znalezione obrazy dla zapytania jace wayland na okładce ksiązki

Revia




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz