14. s. Słońca. 1000 era
Wiek: 6 lat
Gaja
_________________________________________________________________________________
Grace znalazła mnie w zakątku ze zwojami (znajduje się on pod Malinką). Byłam akurat w trakcie czytania bardzo ciekawego zwoju o historii magii ziemi. Wolałabym skończyć to co zaczęłam, ale Grace oznajmiła, że musimy natychmiast ruszać w drogę (choć ja bym powiedziała, że jedziemy na przygodę). Grace powiedziała, że nie możemy iść pieszo, bo trasa jest zbyt długa, więc zawołałam Rico, aby wiózł mnie zamiast konia. Ja miałam mojego Szczurka a Grace wzięła wielbłąda lasu*.
W porównaniu do wielbłąda Rico był bardzo mały. Ale gdybym wzięła konia albo wielbłąda, Grace musiała by mnie z niego ściągać i pomagać mi się na niego wspinać. To by było wkurzające i dla mnie i dla mojej opiekunki. A mój szczurek jest doskonały dla mojego wzrostu.
Na samym początku myślałam, że odwiedzimy nareszcie Lirę, ale zamiast kierować się na południowy wschód, kierowałyśmy się po prostu na wschód. W czasie jazdy, jak to zawsze na spacerach ja i Grace wymyślałyśmy zabawne historyjki. Jak dobrze, że moja opiekunka ma takie poczucie humoru jak ja. Bo inaczej bym się przy niej nudziła.
Stwierdziłam, że nie będę dopytywać się o miejsce do którego jedziemy. Wolałam mieć to za niespodziankę.
Pamiętam jak Grace zabrała mnie w dniu moich 6 urodzin na wycieczkę na Polanę Szczurów po mój prezent urodzinowy. Kazała mi wybrać jednego ze zwierzaków (a były ich setki). Zastanawiałam się sporo czasu aż mały Rico ( który miał wtedy ok. 3 miesięcy) położył się na moich kolanach. Małe, mięciutkie stworzonko delikatne jak piórko usnęło na moich kolanach. Wiedziałam już, że to jego wezmę na nowego przyjaciela.
Na noc zatrzymałyśmy się w mieście Piksów**. Zwykle Piksy nie są zbyt gościnne, ale Grace zaczęła mówić coś na ucho do jednej z nich i ona się zgodziła. Może Grace ma dar przekonywania? Mała nimfa wzięła Rico i leśnego wielbłąda do zagrody z innymi zwierzętami, aby tam się przespali. A nas zaprowadziła do pokoju w jej małym, lecz przytulnym domku z gliny (spałam w łóżku z Grace, ale w końcu ona jest dla mnie jak mamusia, więc chyba nic się nie stało). Przez dłuższą chwilę nie mogłam zasnąć, wiec zaczęłam zastanawiać się gdzie to możemy iść, ale nie mogłam nic wymyśleć, bo do głowy wpadało mi za dużo miejsc, więc zasnęłam.
Stwierdziłam, że nie będę dopytywać się o miejsce do którego jedziemy. Wolałam mieć to za niespodziankę.
Pamiętam jak Grace zabrała mnie w dniu moich 6 urodzin na wycieczkę na Polanę Szczurów po mój prezent urodzinowy. Kazała mi wybrać jednego ze zwierzaków (a były ich setki). Zastanawiałam się sporo czasu aż mały Rico ( który miał wtedy ok. 3 miesięcy) położył się na moich kolanach. Małe, mięciutkie stworzonko delikatne jak piórko usnęło na moich kolanach. Wiedziałam już, że to jego wezmę na nowego przyjaciela.
Na noc zatrzymałyśmy się w mieście Piksów**. Zwykle Piksy nie są zbyt gościnne, ale Grace zaczęła mówić coś na ucho do jednej z nich i ona się zgodziła. Może Grace ma dar przekonywania? Mała nimfa wzięła Rico i leśnego wielbłąda do zagrody z innymi zwierzętami, aby tam się przespali. A nas zaprowadziła do pokoju w jej małym, lecz przytulnym domku z gliny (spałam w łóżku z Grace, ale w końcu ona jest dla mnie jak mamusia, więc chyba nic się nie stało). Przez dłuższą chwilę nie mogłam zasnąć, wiec zaczęłam zastanawiać się gdzie to możemy iść, ale nie mogłam nic wymyśleć, bo do głowy wpadało mi za dużo miejsc, więc zasnęłam.
Wstałyśmy z samego rana. Zabrałyśmy szybko nasze zwierzaki i wyruszyłyśmy. Tym razem było trochę ciężej z poruszaniem się, bo szliśmy w dżungli. A w takich miejscach jak dżungla jest wiele pnączy i zarośli, więc poruszaliśmy się wolniej. Grace starała się swoją mocą trochę odsuwać od czasu do czasu jakieś rośliny z naszej drogi, ale i to za bardzo nie pomagało. W połowie dnia wszyscy zaczęliśmy być głodni, więc zatrzymaliśmy się na mały posiłek (jedzenia nie było za wiele, ale starczyło na nakarmienie wielbłąda i Rico oraz mały kawałek dla mnie i dla mojej opiekunki). Grace stwierdziła, że połowa dnia i będziemy w sadach aby pozbierać trochę jedzenia.
Nagle zamiast iść wciąż przed siebie skręciłyśmy lekko w stronę południa.
- A nie możemy iść cały czas prosto? Bo przecież nawet jeśli to i tak będziemy w sadach. Chyba?- stwierdziłam. Grace zaczęła chichotać.
- Idziemy lekko na południe dlatego, że pomyślałam aby przenocować na Polanie Szczurów i aby Rico odwiedził swój dom i kolegów z dzieciństwa. Rico fuknął (musiał być obrażony). Popatrzyłam się na niego trochę zdziwiona i rzekłam:
- On się na ciebie obraził.
- Niby czemu? - spytała najwyraźniej zdezorientowana Grace.
- Powiedziałaś, że nie jest już dzieckiem. A on zawsze nim będzie tylko troszkę starszym. Odpowiedziałam z głosem pewności. - Tak z innej beczki to Polana Szczurków jest na
południowym wschodzie?
południowym wschodzie?
- Nie słuchałaś mnie jak ci to mówiłam, prawda?
- Eee...może - starałam się skończyć ten temat. - Dobra, nie, ale przecież wiesz, że nie lubię geografii, zawsze wtedy myślę o zielonych migdałach, jak ty to mówisz.
- Mówi się niebieskich migdałach, a nie zielonych - zaczęła mnie poprawiać Grace jednocześnie
się śmiejąc.
- Zielony to ładniejszy kolor niż niebieski, więc będę mówić tak jak mi się podoba - oznajmiłam lekko rozzłoszczona.
- Niech ci będzie.
Minęła już jakaś godzina. Cały ten czas rozmawiałam z Grace, aż w końcu urwałam moje zdanie i stanęłam. Zauważyłam coś w trawie, zaczęłam się przyglądać temu co tam siedzi. Gdy już się zorientowałam, co to jest, zamknęłam oczy, skrzyżowałam ręce na piersi i przechyliłam się do tyłu. Spadłam z Rico. Upadłam na brudną ziemię z małą ilością trawy i powiedziałam:
- Umarłam.
Grace przystanęła przy mnie i zapytała:
- Gaja, co się stało?
- Ślimak. Ślimak się stał. Jest tam w trawie. - Odpowiedziałam przerażona.
- Musisz przezwyciężyć ten lęk. - Powiedziała .
Oparłam się na łokciach.
- Zrobisz mi z niego mielonkę z sosem kokosowym i kawałkami granatu? Zdecydowanie wolę go w takiej postaci.
- Gaja, wstawaj i ruszamy - odpowiedziała Grace stanowczo.
- Nie ruszę się, gdy on wciąż będzie tam stał.
Grace zsiadła z wielbłąda, wzięła ślimora i położyła go z dala ode mnie.
- Już. Droga wolna. - Powiedziała.
Nie wiem skąd wziął się mój lęk przed ślimakami, ale wiem, że mam go od zawsze. Gdy tylko zobaczę gdzieś w pobliżu mnie takiego obślizgłego stwora to albo uciekam z piskiem, albo inne
dziwne rzeczy robię, jak na przykład udawanie nieżywej. O dziwo, bardzo lubię ślimaki smażone, ale tylko w tej postaci na talerzu bez żadnych oznak życia.
Szłyśmy tak jeszcze chyba 2 godziny, aż dotarłyśmy do sadów. Jadąc do doliny szczurów, gdy natknął się nam jakiś krzak czy drzewo tak abyśmy mogły sięgnąć ręką, to zrywałyśmy pojedyncze owoce z nich, i wkładałyśmy do małego plecaka Grace.
W końcu dotarliśmy do starego domu Rico. Na początku to miejsce było odludnione, tak jakby szczury opuściły swój dom. Ale gdy zbliżyliśmy się do gniazda, wyszły na początku dwa samce alfa a za nimi reszta stada. Najmłodsze szczury (i w wieku Rico, i te starsze, i te młodsze) zaatakowały Rico przytulasami (najwyraźniej go pamiętały ). Przez nie ja spadłam ponownie na ziemię, tylko, że
tym razem bardziej bolała mnie pupa. Gdy przytulasy się skończyły, bawiłam się ze wszystkimi szczurami (dobra, tymi młodymi) w chowanego, berka itp. Szczury zawsze chodzą wcześniej spać, dlatego gdy tylko słońce zaczęło zachodzić, wszystkie z nich pochowały się w norkach. Rico też chciał położyć się z kolegami w ich domkach, więc dlatego obrócił się do mnie z pytającą miną. Pokiwałam mu na znak, że się zgadzam. Ja i Grace gadałyśmy jeszcze do późna i poszłyśmy spać, gdy już nocne niebo było zapełnione gwiazdami.
Rano Grace chciała jak najszybciej wyruszyć, ale zatrzymał ją Rico. Mój szczurek chciał się jeszcze pobawić, więc skierował swoją słodziuśną minkę do nimfy. Czemu Grace zawsze ulega minie Rico, a mojej nigdy??? To jest nie fair. Za ten czas gdy ja i zwierzaki się bawiliśmy (no dobra, wielbłąd spał) Grace poszła pozbierać trochę warzyw i owoców na drogę.
Wyruszyliśmy z powrotem na północ znacznie później, niż zaplanowała to sobie moja opiekunka. Dlatego nie dotarliśmy na miejsce przed zachodem słońca. Trochę przeze mnie, a znacznie więcej przez Rico (dobra, to przeze mnie, ale szczur też maczał w tym łapy).
Mogłabym mieszkać w Ogrodach. Tam jest tak pięknie. Wszędzie są kwiaty, krzewy i pojedyncze drzewa, są także małe wydeptane dróżki aby przechadzać się i podziwiać wiele gatunków kwiatów. Zatrzymałyśmy się w małej, rozlatującej się chatce. Przez jej dziurawe okno na północnym zachodzie było widać w oddali krzaczasty, wysoki prawie do nieba mur doliny Wodospadu Prawdy.
Rano jedząc śniadanie zapytałam Grace :
- Już nie wytrzymam, Grace, powiedz mi, gdzie jedziemy.
- Ech... no dobra. Co roku Strażniczka Ziemi wybiera z całego królestwa 8 nimf do zwiedzenia doliny Wodospadu Prawdy. Po prostu zostałaś wybrana przez władczynię, dlatego jeszcze dziś zobaczysz wodospad.- Odpowiedziała Grace, czując wyraźną ulgę w głosie.
- Naprawdę zobaczę Strażniczkę? Czemu mi tego nie powiedziałaś?? - Zaczęłam skakać i krzyczeć z jedzeniem w buzi. - Ej tak w ogóle, to jak ona ma na imię? - spytałam.
- Szczerze, nie wiem - odpowiedziała Grace
- Naprawdę, jesteś przewodniczą rady Miasta Baobabów i nie wiesz jak ma na imię Strażniczka?
- Powiedziałam nieco zdziwiona. W końcu przestałam się przejmować imieniem Strażniczki i zaczęłam skakać po chatce ze szczęścia. Stara podłoga domku skrzypiała gdy stawiałam na niej kroki, aż w końcu BUUUM!!! Deski się załamały a ja wpadłam do dziury, trzymając się tylko rękami. Grace szybko wstała z krzesła i wyciągnęła mnie z dziury.
- Lepiej już ruszajmy, zanim do końca zniszczysz chatkę.
Jadąc na Rico podziwiałam kwiaty rosnące wokół mnie. W oddali było widać rzekę Luwins***, która wychodzi zza muru doliny. Zastanawiałam się przy okazji, czemu Ogrody nazywają się Ogrodami, skoro one bardziej przypominają łąkę. Kwiaty dbają same o siebie.
Mur z każdą sekundą stawał się coraz większy. W końcu zsiadłam z Rico i stanęłam przed krzewiastym murem. Skierowałam głowę ku niebu próbując dostrzec jego koniec, ale mur zdawał się dotykać nieba.
- Gaja, pamiętaj, nie zadawaj głupich pytań. Nie wiesz, jaki charakter ma Strażniczka. Pamiętaj się przywitać - przypominała mi Grace, jednocześnie się trochę niepokojąc. Nimfy ochronne otworzyły mur swą mocą. Przekroczyłam granicę doliny i zaczęłam biec. W oddali za sobą usłyszałam głos opiekunki :
- Mur się otworzy wtedy, kiedy będziesz miała wracać! Dobrze?!
Mur się zamknął, ja biegnąc wciąż nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. W końcu się zatrzymałam. Przed sobą zobaczyłam wodospad (Wodospad Prawdy miał trzy różne wyjścia, ale był jeden główny największy znajdujący się na samym środku. Wszystkie trzy tworzą małe jeziorko). Dolina Wodospadu to miejsce nie występujące nigdzie indziej na świecie. Jest jedyna w swoim rodzaju. Nawet żadne miejsce w Królestwie Ziemi tak nie wygląda. Jest tam wiele roślin których świat nie zna. Dolina wygląda jak dżungla tylko z bardzo dużą ilością kolorowych roślin. Co chwila widziałam zwierzęta chodzące koło mnie. Z jednej strony to miejsce było zachwycające, piękne, magiczne ale z drugiej czułam się tak jakbym kiedyś już tu była, i to nie było dla mnie aż tak zdumiewające.
O dziwo nikt po mnie nie przyszedł. Zaczęłam przechadzać się po dolinie, a zwierzęta tam mieszkające szły za mną. To wszystko było piękne ale dziwne. Nigdy zwierzęta do mnie nie przychodziły, gdy tylko mnie zobaczyły, a te zdawały się mnie znać.
Zobaczyłam, że mur zaczął się otwierać. Powolnymi krokami ruszyłam w stronę wyjścia.
W drodze powrotnej opowiadałam Grace o wszystkim co tam zobaczyłam. Wspomniałam jej także, że nie zobaczyłam Strażniczki, ale ona zdawała się tym nie dziwić.
Wróciłyśmy po trzech dniach do Miasta Baobabów. Przez całą drogę miałam spuszczoną głowę, dopóki nie zaczęłyśmy się zbliżać do Malinki. Przed baobabem zobaczyłam Wielbłąda Lasu, a przed nim Lirę.
Na jej sam widok na mojej twarzy zakwitł uśmiech. Pośpiesznie zeszłam z Rico i najszybciej jak mogłam, pobiegłam w stronę kuzynki. Wpadłam na nią i runęłyśmy na ziemię. Przytulając się tarzałyśmy się w trawie.
Grace na sam widok mnie szczęśliwej się uśmiechnęła.
_________________________________________________________________
* Wielbłąd lasu - wielbłąd który może podróżować w każdym klimacie. W przeciwieństwie do zwykłego wielbłąda więcej je i potrzebuje dużo snu. Na końcach nóg ma lekko zieloną sierść.
** Piksy -. kiedyś, za czasów 500 Ery jeszcze zwyczajne nieśmiertelne nimfy, ale przez przeciwności losu zostały skurczone, bez mocy, lecz obdarowane skrzydłami i nadnaturalną szybkością. Mają około 50 cm wzrostu
*** Jedyna rzeka w królestwie ziemi. Zaczyna się u stóp Wodospadu Prawdy, zaś Wodospad Prawdy znajduje się na granicy Królestwa Wody i Królestwa Ziemi.
- Mówi się niebieskich migdałach, a nie zielonych - zaczęła mnie poprawiać Grace jednocześnie
się śmiejąc.
- Zielony to ładniejszy kolor niż niebieski, więc będę mówić tak jak mi się podoba - oznajmiłam lekko rozzłoszczona.
- Niech ci będzie.
Minęła już jakaś godzina. Cały ten czas rozmawiałam z Grace, aż w końcu urwałam moje zdanie i stanęłam. Zauważyłam coś w trawie, zaczęłam się przyglądać temu co tam siedzi. Gdy już się zorientowałam, co to jest, zamknęłam oczy, skrzyżowałam ręce na piersi i przechyliłam się do tyłu. Spadłam z Rico. Upadłam na brudną ziemię z małą ilością trawy i powiedziałam:
- Umarłam.
Grace przystanęła przy mnie i zapytała:
- Gaja, co się stało?
- Ślimak. Ślimak się stał. Jest tam w trawie. - Odpowiedziałam przerażona.
- Musisz przezwyciężyć ten lęk. - Powiedziała .
Oparłam się na łokciach.
- Zrobisz mi z niego mielonkę z sosem kokosowym i kawałkami granatu? Zdecydowanie wolę go w takiej postaci.
- Gaja, wstawaj i ruszamy - odpowiedziała Grace stanowczo.
- Nie ruszę się, gdy on wciąż będzie tam stał.
Grace zsiadła z wielbłąda, wzięła ślimora i położyła go z dala ode mnie.
- Już. Droga wolna. - Powiedziała.
Nie wiem skąd wziął się mój lęk przed ślimakami, ale wiem, że mam go od zawsze. Gdy tylko zobaczę gdzieś w pobliżu mnie takiego obślizgłego stwora to albo uciekam z piskiem, albo inne
dziwne rzeczy robię, jak na przykład udawanie nieżywej. O dziwo, bardzo lubię ślimaki smażone, ale tylko w tej postaci na talerzu bez żadnych oznak życia.
Szłyśmy tak jeszcze chyba 2 godziny, aż dotarłyśmy do sadów. Jadąc do doliny szczurów, gdy natknął się nam jakiś krzak czy drzewo tak abyśmy mogły sięgnąć ręką, to zrywałyśmy pojedyncze owoce z nich, i wkładałyśmy do małego plecaka Grace.
W końcu dotarliśmy do starego domu Rico. Na początku to miejsce było odludnione, tak jakby szczury opuściły swój dom. Ale gdy zbliżyliśmy się do gniazda, wyszły na początku dwa samce alfa a za nimi reszta stada. Najmłodsze szczury (i w wieku Rico, i te starsze, i te młodsze) zaatakowały Rico przytulasami (najwyraźniej go pamiętały ). Przez nie ja spadłam ponownie na ziemię, tylko, że
tym razem bardziej bolała mnie pupa. Gdy przytulasy się skończyły, bawiłam się ze wszystkimi szczurami (dobra, tymi młodymi) w chowanego, berka itp. Szczury zawsze chodzą wcześniej spać, dlatego gdy tylko słońce zaczęło zachodzić, wszystkie z nich pochowały się w norkach. Rico też chciał położyć się z kolegami w ich domkach, więc dlatego obrócił się do mnie z pytającą miną. Pokiwałam mu na znak, że się zgadzam. Ja i Grace gadałyśmy jeszcze do późna i poszłyśmy spać, gdy już nocne niebo było zapełnione gwiazdami.
Rano Grace chciała jak najszybciej wyruszyć, ale zatrzymał ją Rico. Mój szczurek chciał się jeszcze pobawić, więc skierował swoją słodziuśną minkę do nimfy. Czemu Grace zawsze ulega minie Rico, a mojej nigdy??? To jest nie fair. Za ten czas gdy ja i zwierzaki się bawiliśmy (no dobra, wielbłąd spał) Grace poszła pozbierać trochę warzyw i owoców na drogę.
Wyruszyliśmy z powrotem na północ znacznie później, niż zaplanowała to sobie moja opiekunka. Dlatego nie dotarliśmy na miejsce przed zachodem słońca. Trochę przeze mnie, a znacznie więcej przez Rico (dobra, to przeze mnie, ale szczur też maczał w tym łapy).
Mogłabym mieszkać w Ogrodach. Tam jest tak pięknie. Wszędzie są kwiaty, krzewy i pojedyncze drzewa, są także małe wydeptane dróżki aby przechadzać się i podziwiać wiele gatunków kwiatów. Zatrzymałyśmy się w małej, rozlatującej się chatce. Przez jej dziurawe okno na północnym zachodzie było widać w oddali krzaczasty, wysoki prawie do nieba mur doliny Wodospadu Prawdy.
Rano jedząc śniadanie zapytałam Grace :
- Już nie wytrzymam, Grace, powiedz mi, gdzie jedziemy.
- Ech... no dobra. Co roku Strażniczka Ziemi wybiera z całego królestwa 8 nimf do zwiedzenia doliny Wodospadu Prawdy. Po prostu zostałaś wybrana przez władczynię, dlatego jeszcze dziś zobaczysz wodospad.- Odpowiedziała Grace, czując wyraźną ulgę w głosie.
- Naprawdę zobaczę Strażniczkę? Czemu mi tego nie powiedziałaś?? - Zaczęłam skakać i krzyczeć z jedzeniem w buzi. - Ej tak w ogóle, to jak ona ma na imię? - spytałam.
- Szczerze, nie wiem - odpowiedziała Grace
- Naprawdę, jesteś przewodniczą rady Miasta Baobabów i nie wiesz jak ma na imię Strażniczka?
- Powiedziałam nieco zdziwiona. W końcu przestałam się przejmować imieniem Strażniczki i zaczęłam skakać po chatce ze szczęścia. Stara podłoga domku skrzypiała gdy stawiałam na niej kroki, aż w końcu BUUUM!!! Deski się załamały a ja wpadłam do dziury, trzymając się tylko rękami. Grace szybko wstała z krzesła i wyciągnęła mnie z dziury.
- Lepiej już ruszajmy, zanim do końca zniszczysz chatkę.
Jadąc na Rico podziwiałam kwiaty rosnące wokół mnie. W oddali było widać rzekę Luwins***, która wychodzi zza muru doliny. Zastanawiałam się przy okazji, czemu Ogrody nazywają się Ogrodami, skoro one bardziej przypominają łąkę. Kwiaty dbają same o siebie.
Mur z każdą sekundą stawał się coraz większy. W końcu zsiadłam z Rico i stanęłam przed krzewiastym murem. Skierowałam głowę ku niebu próbując dostrzec jego koniec, ale mur zdawał się dotykać nieba.
- Gaja, pamiętaj, nie zadawaj głupich pytań. Nie wiesz, jaki charakter ma Strażniczka. Pamiętaj się przywitać - przypominała mi Grace, jednocześnie się trochę niepokojąc. Nimfy ochronne otworzyły mur swą mocą. Przekroczyłam granicę doliny i zaczęłam biec. W oddali za sobą usłyszałam głos opiekunki :
- Mur się otworzy wtedy, kiedy będziesz miała wracać! Dobrze?!
Mur się zamknął, ja biegnąc wciąż nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. W końcu się zatrzymałam. Przed sobą zobaczyłam wodospad (Wodospad Prawdy miał trzy różne wyjścia, ale był jeden główny największy znajdujący się na samym środku. Wszystkie trzy tworzą małe jeziorko). Dolina Wodospadu to miejsce nie występujące nigdzie indziej na świecie. Jest jedyna w swoim rodzaju. Nawet żadne miejsce w Królestwie Ziemi tak nie wygląda. Jest tam wiele roślin których świat nie zna. Dolina wygląda jak dżungla tylko z bardzo dużą ilością kolorowych roślin. Co chwila widziałam zwierzęta chodzące koło mnie. Z jednej strony to miejsce było zachwycające, piękne, magiczne ale z drugiej czułam się tak jakbym kiedyś już tu była, i to nie było dla mnie aż tak zdumiewające.
O dziwo nikt po mnie nie przyszedł. Zaczęłam przechadzać się po dolinie, a zwierzęta tam mieszkające szły za mną. To wszystko było piękne ale dziwne. Nigdy zwierzęta do mnie nie przychodziły, gdy tylko mnie zobaczyły, a te zdawały się mnie znać.
Zobaczyłam, że mur zaczął się otwierać. Powolnymi krokami ruszyłam w stronę wyjścia.
W drodze powrotnej opowiadałam Grace o wszystkim co tam zobaczyłam. Wspomniałam jej także, że nie zobaczyłam Strażniczki, ale ona zdawała się tym nie dziwić.
Wróciłyśmy po trzech dniach do Miasta Baobabów. Przez całą drogę miałam spuszczoną głowę, dopóki nie zaczęłyśmy się zbliżać do Malinki. Przed baobabem zobaczyłam Wielbłąda Lasu, a przed nim Lirę.
Na jej sam widok na mojej twarzy zakwitł uśmiech. Pośpiesznie zeszłam z Rico i najszybciej jak mogłam, pobiegłam w stronę kuzynki. Wpadłam na nią i runęłyśmy na ziemię. Przytulając się tarzałyśmy się w trawie.
Grace na sam widok mnie szczęśliwej się uśmiechnęła.
_________________________________________________________________
* Wielbłąd lasu - wielbłąd który może podróżować w każdym klimacie. W przeciwieństwie do zwykłego wielbłąda więcej je i potrzebuje dużo snu. Na końcach nóg ma lekko zieloną sierść.
** Piksy -. kiedyś, za czasów 500 Ery jeszcze zwyczajne nieśmiertelne nimfy, ale przez przeciwności losu zostały skurczone, bez mocy, lecz obdarowane skrzydłami i nadnaturalną szybkością. Mają około 50 cm wzrostu
*** Jedyna rzeka w królestwie ziemi. Zaczyna się u stóp Wodospadu Prawdy, zaś Wodospad Prawdy znajduje się na granicy Królestwa Wody i Królestwa Ziemi.
Dżungla
Sady
Ogrody
Piksy
Dużo już tego macie ;) Ładny, nowy zielony player, i... co ja słyszę? Czyżby to była muzyka z Fairy Tail? ♥ Nie zawiodłam się, rozdziały coraz dłuższe i ciekawsze xD Piszecie o wiele lepiej niż na początku, ale wyglądu piksa nie skomentuję ;___;
OdpowiedzUsuń